wtorek, 21 sierpnia 2012

27. KOTY I HISTORIA MISIA GADUŁY

Nadrabiam zaległości i pokazuję obiecane już dwukrotnie kocurki :)

Zdjęcia robione w pośpiechu :) Ciągle brakuje mi czasu :) Ale jeszcze dwa góra trzy tygodnie i wreszcie czeka mnie długo oczekiwany urlop. Muszę tylko opracować czterysta stron planu. Więc najbliższe dwa tygodnie spędzę tylko na tym :)

A poniżej kolorowe papierowe kwiatki :) Zrobiłam zapasy. A nuż może będzie okazja się m.in. nimi z kimś podzielić :)

A poniżej przedstawiam arcyciekawą historię Misia Gaduły na podstawie książki Danuty Zawadzkiej otrzymanej od Mamy Oskarka

Jedzie Mały Niedźwiadek do Borsuka na obiadek.
Po drodze spotyka krówkę i rozpoczyna z nią miłą rozmówkę.
.

 A tu kto??? O jełu :) To rudy lisek i jaskółka. A tam lata mała pszczółka.
I znów Misiek nasz urwisek zagadał się i chyba spóźni się.


Ha ha ha :) I miałem rację. Miś miał przybyć na obiadek a zawitał na kolacje. :)


 Oj straszna Gaduła z tego Misia :)

Popatrz mamo jaki on ma fajny rowerek. A może pojeździmy na moim ? :)



I tak następną godzinę jeździliśmy na ulubionym niebieskim rowerku :)


Miłego wieczoru :)

26. JAK TATA MA NA IMIĘ? :)

Witam!

Jak , że dalej nie miałam czasu zrobić zdjęcia haftowanym kocurom i papierowym kwiatom, dlatego też dziś będzie pewna historyjka z życia Michałka.
19 sierpień niedziela rano godzina 7.30. Michał zarządził pobudkę. Wstajemy więc, ubieramy się, myjemy i wracamy do pokoju. Wdrapujemy się na łóżko. W pokoju jest gorąco więc tata leży rozkryty w samych slipkach. Początkowo, nie zwracając na niego uwagi, otwieramy książeczki i czytamy bajki (śniadanie musi nabrać mocy urzędowej :) ). Opowiadam historyjki z obrazków, nazywa zwierzątka, roślinki, przedmioty itd, itp. W pewnym momencie pokazuję na misia i pytam Michałka:
- "Jak to zwierzątko się nazywa"
Michał odpowiada:
- "Patyś" (usłyszał od babci określenie Mis - Patyś i zapamiętał tylko drugą połowę, chociaż już mówił na niedźwiadka miś)
Tak więc mama, chcąc nauczyć syna, że "Patyś" może być tylko imieniem dla misia postanawiała nauczyć go co to jest imię :)
Zapytałam więc:
- "Jak masz na imię?"
Odpowiedź:
- "Michałek"
Uzyskałam prawidłowa odpowiedź więc pytam dalej:
- "Jak mama ma na imię?"
Odpowiedź:
- "Mazienia"
Ok, można zrozumieć, że "Marzena", więc już bardzo ucieszona zadaje następujące pytanie z wielokropkiem:
- "A tata jest..."
Na co Michał zadowolony odpowiada:
- "GOŁY"
Przypominam, że tata jako, że było bardzo gorąco, leżał w samych slipkach :)

Tak więc Michał odpowiedział prawidłowo na nieprawidłowo przez mamę zadane pytanie :)

Morał: Dzieciaki są niesamowicie spostrzegawcze :)


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

25. DZIADEK


Witam!


Dziś wreszcie znalazłam chwilkę i zebrałam siły, żeby o tym napisać. Tydzień temu w niedziele zmarł mój dziadek. Mocno to przeżyłam, byłam przy Nim do samego końca. Wiele mu zawdzięczam. Razem z babcią opiekował się mną kiedy rodzice całymi dniami pracowali. To z Nim poznawałam trudy rolniczego życia - nauczył mnie jeździć na koniu, powozić wozem, kosić kosą, ( wiem, wiem - same typowo męskie zajęcia ale ja to uwielbiałam). To On ukroił grubą pajdę upieczonego przez babcię chleba kiedy byłam głodna. Kiedy jeszcze byłam mała to On huśtał mnie na nodze (jak ja to uwielbiałam). Czasem przyłożył klapsa kiedy coś poważnego zbroiłam ale dzięki temu nauczyłam się szanować innych ludzi i ich pracę. Wiele godzin spędzaliśmy na wspólnej pracy na gospodarstwie, a podczas wypasania krów, na nauce wierszyków (znał ich całe mnóstwo). Pamiętam jeszcze czasy kiedy zboże kosiło się ręcznie i mojego własnoręcznie związanego powrósłem snopa pszenicy. Dziadek był ze mnie bardzo dumny (miałam wtedy 6 lub 7 lat). Pamiętam dziadka noszącego ze studni wodę dla zwierząt. Pochylony pod ciężarem wiader gwizdał sobie pod nosem. Pamiętam Go zaprzęgającego konia do wozu, przed wyjazdem na targ. Zawsze pytał co mi kupić, a ja niezmiennie prosiłam o miętusy.


14 lat temu miał wylew i to On potrzebował mojej opieki. Chodził o własnych siłach, ale były problemy z goleniem, dłuższymi wyprawami, potem też z kąpielą, czy wyjściem do toalety. Miał dni (i noce) kiedy ledwo mógł ustać na nogach. Tyle się wycierpiał a nigdy na nic nie skarżył. W ostatnią niedzielę po południu rozmawiał z Nami, żartował. A wieczorem stracił przytomność, i już jej nie odzyskał. Reanimowaliśmy go z mężem do przyjazdu pogotowia, udało się nam utrzymać oddech i serce, ale dwie godziny później zmarł w szpitalu. Bardzo to przeżyłam. Czekałam pod salą i do ostatniej chwili miałam nadzieję. Ale tak widocznie miało być. Bóg wie co robi i trzeba Mu zaufać. W środę był pogrzeb i dopiero wtedy tak naprawdę poczułam że dziadka nie ma między nami. Zdarza mi się wejść do jego pokoju z zamiarem zapytania o to co zje na kolacje, albo z zamiarem podania Mu lekarstwa, albo po prostu zobaczenia go i zagadania.


Michałek też jeszcze ciągle wbiega do jego pokoju i woła „nie ma dziadzia”. Pokazuje przy tym na niebo paluszkiem i mówi: „dziadzia tam”. Strasznie, rozpaczliwie płakał kiedy pogotowie zabierało dziadka. Do dziś słyszę ten jego krzyk: „Dziadziuś”. Tak jak ja byłam pupilką dziadka, tak potem stał się nim Michał. Dziadek go wprost uwielbiał i z wzajemnością.


Teraz, poza codziennymi obowiązkami, mam na głowie mnóstwo różnych spraw do załatwienia. Może w przyszłym tygodniu uda mi się pokazać parę fotek tworzydeł. A do tego wszystkiego łapie mnie jakieś choróbsko. Mam okropny katar i gorączkę. Żeby tylko Michał się nie zaraził.


Życzę wszystkim miłego tygodnia.

Pozdrawiam