Witam!
Dziś wreszcie znalazłam chwilkę i zebrałam siły, żeby o tym
napisać. Tydzień temu w niedziele zmarł mój dziadek. Mocno to przeżyłam, byłam
przy Nim do samego końca. Wiele mu zawdzięczam. Razem z babcią opiekował się
mną kiedy rodzice całymi dniami pracowali. To z Nim poznawałam trudy rolniczego
życia - nauczył mnie jeździć na koniu, powozić wozem, kosić kosą, ( wiem, wiem
- same typowo męskie zajęcia ale ja to uwielbiałam). To On ukroił grubą pajdę
upieczonego przez babcię chleba kiedy byłam głodna. Kiedy jeszcze byłam mała to
On huśtał mnie na nodze (jak ja to uwielbiałam). Czasem przyłożył klapsa kiedy
coś poważnego zbroiłam ale dzięki temu nauczyłam się szanować innych ludzi i
ich pracę. Wiele godzin spędzaliśmy na wspólnej pracy na gospodarstwie, a
podczas wypasania krów, na nauce wierszyków (znał ich całe mnóstwo). Pamiętam
jeszcze czasy kiedy zboże kosiło się ręcznie i mojego własnoręcznie związanego
powrósłem snopa pszenicy. Dziadek był ze mnie bardzo dumny (miałam wtedy 6 lub
7 lat). Pamiętam dziadka noszącego ze studni wodę dla zwierząt. Pochylony pod
ciężarem wiader gwizdał sobie pod nosem. Pamiętam Go zaprzęgającego konia do
wozu, przed wyjazdem na targ. Zawsze pytał co mi kupić, a ja niezmiennie
prosiłam o miętusy.
14 lat temu miał wylew i to On potrzebował mojej opieki.
Chodził o własnych siłach, ale były problemy z goleniem, dłuższymi wyprawami,
potem też z kąpielą, czy wyjściem do toalety. Miał dni (i noce) kiedy ledwo
mógł ustać na nogach. Tyle się wycierpiał a nigdy na nic nie skarżył. W
ostatnią niedzielę po południu rozmawiał z Nami, żartował. A wieczorem stracił
przytomność, i już jej nie odzyskał. Reanimowaliśmy go z mężem do przyjazdu
pogotowia, udało się nam utrzymać oddech i serce, ale dwie godziny później
zmarł w szpitalu. Bardzo to przeżyłam. Czekałam pod salą i do ostatniej chwili
miałam nadzieję. Ale tak widocznie miało być. Bóg wie co robi i trzeba Mu
zaufać. W środę był pogrzeb i dopiero wtedy tak naprawdę poczułam że dziadka
nie ma między nami. Zdarza mi się wejść do jego pokoju z zamiarem zapytania o
to co zje na kolacje, albo z zamiarem podania Mu lekarstwa, albo po prostu
zobaczenia go i zagadania.
Michałek też jeszcze ciągle wbiega do jego pokoju i woła
„nie ma dziadzia”. Pokazuje przy tym na niebo paluszkiem i mówi: „dziadzia
tam”. Strasznie, rozpaczliwie płakał kiedy pogotowie zabierało dziadka. Do dziś
słyszę ten jego krzyk: „Dziadziuś”. Tak jak ja byłam pupilką dziadka, tak potem stał się nim
Michał. Dziadek go wprost uwielbiał i z wzajemnością.
Teraz, poza codziennymi obowiązkami, mam na głowie mnóstwo różnych
spraw do załatwienia. Może w przyszłym tygodniu uda mi się pokazać parę fotek
tworzydeł. A do tego wszystkiego łapie mnie jakieś choróbsko. Mam okropny katar
i gorączkę. Żeby tylko Michał się nie zaraził.
Życzę wszystkim miłego tygodnia.
Pozdrawiam
Bardzo Ci współczuję........
OdpowiedzUsuńW takich sytuacjach brakuje słów. Trzeba czasu, żeby wysmucić się porządnie...
A to choróbsko to pewnie z osłabienia i rozpaczy - wtedy organizm tak reaguje. Zadbaj o siebie, na ile to możliwe.
Moja mama jest po udarze i wiem, o czym piszesz. Trudno jest pogodzić się z takimi sytuacjami.
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo mi przykro. Nie mam żadnych słów na pocieszenie, niestety...
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam Twoje wspomnienia z dzieciństwa, odniosłam wrażenie, że czytam o sobie, kiedy miałam zaledwie 6 lat.
Przeżywałam z moim Dziadziem podobne chwile.
Dzisiaj ma 78 lat. Kilka lat temu miał udar mózgu.
Radzi sobie nieźle.
Tym postem uświadomiłaś mi, że to samo kiedyś czeka i mnie...:(
Bardzo mi smutno.
Pomyśl, że Dziadek patrzy teraz z góry i śmieje się beztrosko do Ciebie.
Bądź dzielna.
Pozdrawiam.
bardzo smutne :-( Trzymaj się !!
OdpowiedzUsuńTak mi przykro...no i się poryczałam bo opisałaś mojego dziadka.Do dzisiaj nie mówimy o nim inaczej jak "dziadziuś" nawet jak dla kogoś nim nie był.A moje dzieciństwo?To też on-najcieplejszy...Minęło sporo czasu ale wiem jak możesz się czuć.Sciskam Cię.
OdpowiedzUsuńBożena
wspolczuje- ciezkie chwile za Toba. doskonale rozumiem o czym pisalas... slowo w slowo mialam ze swoimi dziadkami. jedyne pocieszenie to to,ze tam na gorze juz nie cierpia, juz nic ich nie boli. przytulam...
OdpowiedzUsuńSerdecznie współczuję i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńwyrazy współczucia....
OdpowiedzUsuńteż tak kiedyś z dziadkami snopy robiłam i z tatą, którego już nie ma
KonKata